czwartek, 8 lutego 2018

RZS a ruch, sport i aktywne życie

Mimo swojej tuszy zawsze żyłam dość aktywnie, choć przez lata nienawidziłam zajęć wychowania fizycznego, głównie przez wyzwiska, że nie jestem jak wszyscy. Moimi przyjaciółmi byli rower (a i nawet trasy po ponad 100 km), rolki, łyżwy, spacery, nordic walking, a w pewnym momencie polubiłam i bieganie... Kiedy zdiagnozowano u mnie reumatoidalne zapalenie stawów miałam podłamanie w tej kwestii, ale wciąż dużo chodziłam i przyjaźniłam się z rowerem... Słyszałam już o paradoksie tej choroby – żeby stawy się nie zastały i nie bolały to trzeba się ruszać, a jak bolą to człowiek nie ma ochoty ani siły wstać z łóżka. Z czasem przekonałam się, jakie to jest prawdziwe...

A jak wygląda u mnie ruch i aktywne życie mimo prawie 5 lat choroby? Pierwsze co nasuwa mi się na myśl to stwierdzenie, że normalnie... Niejednokrotnie włącza mi się strach przed bólem – to naturalne... Jednak od czasu diagnozy... Czasami miewam problem z dłuższymi trasami (tak powyżej 40-50 km.), bo mimo roweru z amortyzatorami to dość mocno odbija mi się na to na nadgarstkach... Jednak wciąż jeżdżę swoim rumakiem z 2 koszykami po Wrocławiu pokonując w drodze do pracy około 5 km. w jedną stronę. W ramach W-Fu na uczelni chodziłam przez 2 semestry na basen, i to nie wcale na rehabilitację dla schorowanych, a na pełnowymiarowe zajęcia z pełnym wyciskiem... Wciąż chodzę na siłownię, a nawet poza cardio - zaczęłam się także bawić w treningi siłowe. Pracuję fizycznie (bo inaczej się nie da tego nazwać), kiedy przez 8-12 godzin dziennie stoję, chodzę, noszę worki i kosze z frytkami, kosze z bułkami czy stosy tacek. Zdarza się, że bolą czasami nadgarstki, ale nie częściej (a nawet rzadziej) niż zanim zaczęłam pracować... Nieraz miewam dni kiedy jednocześnie idę do pracy i na siłownię... Zdarza się, że biegam, wciąż mam w planach przebiegniecie półmaratonu, choć jest tu potrzebna szczególna samoobserwacja pod względem obciążenia stawów... Ruch jest dla mnie lekarstwem i widzę, że dzięki temu, że się ruszam, moje stawy nie są zastane i mogę normalnie funkcjonować, Mówi o tym nawet specjalista, że jak na stan moich stawów w rentgenie trzymam się bardzo dobrze... Nieraz kiedy boli nadgarstek i tak mimo wszystko sięgam po szydełko czy druty, żeby choć trochę rozruszać stawy...



Warto zaznaczyć, że każda choroba u każdego przebiega inaczej, ja próbuję tylko pokazać, że u mnie wygląda to całkowicie normalnie, a ludzie niejednokrotnie są w szoku, jak im mówię, że na coś choruję. Najważniejszą kwestią jest dostosowanie poszczególnych ćwiczeń czy dyscyplin pod siebie – swoje bóle. Złapać tak, żeby było jak najwygodniej, cały czas próbować... Niezależnie od stanu i zaawansowania choroby warto się ruszać w ramach swoich możliwości. Dla rzs-owców szczególnie polecam basen oraz nordic walking;)


5 komentarzy:

  1. I tak trzymaj, bardzo dobrze że się ruszasz i ćwiczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę o więcej takich wpisów ! Bez ćwiczeń w tej chorobie człowiek skazany zostaje na wózek inwalidzki. Moja mama po 10 latach ciężkiej choroby RZS odeszła trzy tygodnie temu mając niespełna 59 lat. Poddała się bólowi i nie ćwiczyła. Trzeba pamiętać że w tej chorobie lekarstwem jest ruch i jak najmniej zbędnych kilogramów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :) też ćwiczę ale pod opieką trenera personalnego. Nie umiałam sobie sama z poradzić z ćwiczeniami. Zawsze potem mnie coś bardziej bolało ;)
    Choruję na RZS i tocznia.

    Zapraszam do siebie :)
    zwyczajnababka.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Duży optymizm bije z twojego postu. Jestem pełna podziwu dla Ciebie i oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam hart ducha i gratuluję wytrwałości! Jak widać, chcieć to móc, więc i pewne półmaraton niedługo zostanie pokonany :)

    OdpowiedzUsuń