poniedziałek, 26 lutego 2018

To spotkanie jest najważniejsze...


Największym cudem jest więź. Tam, gdzie są więzi, tam jest cud. Nie ma nic bardziej cudownego. Gdy człowiek odchodzi od więzi, skazuje się na samobójstwo. ks. Krzysztof Grzywocz

Polacy umawiają się na spotkanie, więc za tym idą przygotowania – stoły uginające się pod mnóstwem wcześniej przygotowanego jedzenia, odświętne, świeżo wyprasowane ubranie… Zaczynają się kurtuazyjne rozmowy o pogodzie oraz grzecznościowa wymiana komplementów ‚O! Jak schudłaś!’, ‚O! Jaka piękna bluzeczka!’. Po przełamaniu pierwszych lodów akcja toczy się dalej. W tle gra telewizor lub radio, zaczyna się lać alkohol (nieraz hektolitrami), a rozmowy stają się dużo mniej uprzejme. Zaczynają się zażarte dyskusje, wręcz kłótnie… Tak na pograniczu. A o co? O politykę, o to kto w Ameryce ma rację, a kto nie. O to, kto lepiej wychował dzieci. O to, kto jest lepszym rodzicem, katolikiem, dziadkiem. O to, kto ma lepszą i bardziej prestiżową pracę. O definicję szczęścia i schrzanienia sobie życia. O to, kto ma lepszą działkę czy samochód. Jeden drugiemu powie, że przynosi wstyd rodzinie tylko dlatego, że ma inne poglądy polityczne, a to, że uczciwie pracuje i jest wiernym mężem, to już zupełnie nieważne. Generalnie kłótnie i scysje o to, kto w czym jest lepszy. A w momencie kiedy grający telewizor i procenty podgrzewają atmosferę i przynoszą do głów coraz to nowe argumenty dochodzi do tego, że na takim zebraniu jeden drugiego obrazi, zwyzywa, powie coś bardzo bolesnego. Nieraz świadomie, nieraz niekoniecznie, a ja tak często tego doświadczyłam...

Irytuje mnie to, wiecie? Bo w tym jak ludzie się spotykają nie chodzi o kłótnie, wywyższanie się kto jest lepszy, dogryzanie jeden drugiemu. W spotkaniu chodzi o.. Miłość i życzliwość. Dlaczego nie można się spotkać się w życzliwości, bez docinania jeden drugiemu? Bez kłótni o politykę i o to co kto powiedział w telewizji? Dlaczego nie można spotkać się w życzliwości, rozmawiając jeden z drugim o tym co się wydarzyło w naszych życiach w ciągu ostatnich dni, tygodni? Dlaczego lepiej wszczynać kłótnie o to, kto ma lepszą działkę i o to kto komu przynosi wstyd są częstsze i wydają się czymś bardziej właściwym na takich spotkaniach? Dlaczego każdy się upierać się każdy przy swoim zdaniu, zamiast porozmawiać o czymś pozytywnym – swoich marzeniach, planach, osiągnięciach? Dlaczego nie można spotkać się w życzliwości, przyjaźni i wzajemnej Miłości?
Słyszałam gdzieś, że rozumiemy lepiej świat, dzięki ludziom, których przyszło spotkać nam. I każdy z nich może nauczyć czegoś nas. I po każdym pozostaje jakiś ślad. I nie wiem, czy to tak naprawdę jest. Ale wiem, bez ciebie nie byłabym tym, kim jestem dziś.  -z piosenki For Good z Wicked w aranżacji Studia Accantus


Relacje... Szczególnie ostatnie miesiące i lata studenckie pokazały mi, że szczęście to relacje. Bardzo lubię spotkania z ludźmi, zwłaszcza z ludźmi, którzy są mi życzliwi... A jak jest z innymi? Już zdążyłam trochę zaobserwować... Dlaczego tak cenię każdą relację? Bo każda z nich czegoś uczy... Jak widzę perspektywy czasu – każde spotkanie nie dało mi coś nowego... Uśmiech, rozmowa, nawet ból... Wszystko zostawia ślad... Dlatego warto starać się, żeby zostawić jak najlepszy.... Szczęście to relacje... Ale jednak dlaczego tak często w relacjach brakuje życzliwości?  Okaż życzliwość a nie zgryzotę... Bo każde spotkanie kształtuje, zostawia ślad, tworzy... Żeby lubić spotkania z ludźmi, trzeba doświadczyć podczas nich życzliwośći... To spotkanie jest najważniejsze, a nie kłótnie, pamiętaj proszę. Meeting is the most important... 


A jaki jest sens Twoich spotkań?

czwartek, 8 lutego 2018

RZS a ruch, sport i aktywne życie

Mimo swojej tuszy zawsze żyłam dość aktywnie, choć przez lata nienawidziłam zajęć wychowania fizycznego, głównie przez wyzwiska, że nie jestem jak wszyscy. Moimi przyjaciółmi byli rower (a i nawet trasy po ponad 100 km), rolki, łyżwy, spacery, nordic walking, a w pewnym momencie polubiłam i bieganie... Kiedy zdiagnozowano u mnie reumatoidalne zapalenie stawów miałam podłamanie w tej kwestii, ale wciąż dużo chodziłam i przyjaźniłam się z rowerem... Słyszałam już o paradoksie tej choroby – żeby stawy się nie zastały i nie bolały to trzeba się ruszać, a jak bolą to człowiek nie ma ochoty ani siły wstać z łóżka. Z czasem przekonałam się, jakie to jest prawdziwe...

A jak wygląda u mnie ruch i aktywne życie mimo prawie 5 lat choroby? Pierwsze co nasuwa mi się na myśl to stwierdzenie, że normalnie... Niejednokrotnie włącza mi się strach przed bólem – to naturalne... Jednak od czasu diagnozy... Czasami miewam problem z dłuższymi trasami (tak powyżej 40-50 km.), bo mimo roweru z amortyzatorami to dość mocno odbija mi się na to na nadgarstkach... Jednak wciąż jeżdżę swoim rumakiem z 2 koszykami po Wrocławiu pokonując w drodze do pracy około 5 km. w jedną stronę. W ramach W-Fu na uczelni chodziłam przez 2 semestry na basen, i to nie wcale na rehabilitację dla schorowanych, a na pełnowymiarowe zajęcia z pełnym wyciskiem... Wciąż chodzę na siłownię, a nawet poza cardio - zaczęłam się także bawić w treningi siłowe. Pracuję fizycznie (bo inaczej się nie da tego nazwać), kiedy przez 8-12 godzin dziennie stoję, chodzę, noszę worki i kosze z frytkami, kosze z bułkami czy stosy tacek. Zdarza się, że bolą czasami nadgarstki, ale nie częściej (a nawet rzadziej) niż zanim zaczęłam pracować... Nieraz miewam dni kiedy jednocześnie idę do pracy i na siłownię... Zdarza się, że biegam, wciąż mam w planach przebiegniecie półmaratonu, choć jest tu potrzebna szczególna samoobserwacja pod względem obciążenia stawów... Ruch jest dla mnie lekarstwem i widzę, że dzięki temu, że się ruszam, moje stawy nie są zastane i mogę normalnie funkcjonować, Mówi o tym nawet specjalista, że jak na stan moich stawów w rentgenie trzymam się bardzo dobrze... Nieraz kiedy boli nadgarstek i tak mimo wszystko sięgam po szydełko czy druty, żeby choć trochę rozruszać stawy...



Warto zaznaczyć, że każda choroba u każdego przebiega inaczej, ja próbuję tylko pokazać, że u mnie wygląda to całkowicie normalnie, a ludzie niejednokrotnie są w szoku, jak im mówię, że na coś choruję. Najważniejszą kwestią jest dostosowanie poszczególnych ćwiczeń czy dyscyplin pod siebie – swoje bóle. Złapać tak, żeby było jak najwygodniej, cały czas próbować... Niezależnie od stanu i zaawansowania choroby warto się ruszać w ramach swoich możliwości. Dla rzs-owców szczególnie polecam basen oraz nordic walking;)